Życie w erze obrazkowej przyzwyczaiło nas do narracji audiowizualnych. Właściwie od samego początku istnienia sztuki filmowej dla twórców oczywiste było, że literatura to przestrzeń pełna gotowych, czekających tylko na realizację scenariuszy. W latach 20. ubiegłego wieku, za czasów kina niemego, adaptacje powieści i dramatów literackich były jednym z najprężniej rozwijających się nurtów polskiej kinematografii. Nie jest to powszechnie wiadome, gdyż wiele z taśm filmowych z tamtych lat nie zachowało się albo zachowało się fragmentarycznie i są używane jedynie w celach naukowych na uniwersytetach i w szkołach filmowych. Niemniej jednak, warto wspomnieć chociażby o “Wielkim Gatsbym” Francisa Scotta Fitzgeralda, który jest większości z nas znany z ekranizacji Baza Luhrmanna lub (choć i to już coraz rzadziej...) literackiego pierwowzoru. Rzadko spotykam się z kimś, kto ma świadomość, że film z 2013 roku to już czwarta adaptacja tej powieści. Poprzednia powstała w 1974 roku – ta może być jeszcze niektórym znana, ze względu na wdzięk i charyzmę Roberta Redforda, który wcielił się w tytułową postać. Ale czy ktokolwiek z Czytelników tego tekstu widział “Wielkiego Gatsby’ego” z lat 50.? Była to adaptacja warta uwagi, gdyż realizowano ją w poetyce kina noir i w odróżnieniu od pozostałych filmów, twórcy skupili się głównie na gangsterskiej działalności głównego bohatera, nie zaś na wątku romantycznym. To jednak wciąż nie koniec – tak naprawdę pierwszy film na podstawie znanej powieści Fitzgeralda powstał już w 1926 roku, a więc niecały rok po tym, jak powieść została wydana! Nawiasem mówiąc - fragmenty tego filmu dostępne są na platformie YouTube, więc ciekawskich zachęcam, aby zajrzeć.
Nie o filmach – a przynajmniej nie tylko o nich – chciałam jednak pisać. “Wielki Gatsby” był mi potrzebny, żebym posłużyła się nim jako przykładem. Chodziło wyłącznie o pokazanie, jak wielkich perspektyw dla wyobraźni i inwencji twórczej dostarczyć może jedna opowieść - jeden tekst! Choć w przypadku “Wielkiego Gatsby’ego” pierwowzór literacki zdołał wywalczyć sobie miejsce w świadomości człowieka epoki obrazków (a może nawet zdobył jego sympatię i zainteresowanie?), to nie wszystkie książki mają siłę przebić się przez barierę ekranu i opowiedzieć swoją historię słowami i literami, a nie obrazem i dźwiękiem, do czego zanadto już przywykliśmy. I tych właśnie książek dotyczyć ma ten tekst. Być może będzie to zaskoczeniem, ale...
Filmy, które uwielbiasz to książki, o których nie wiesz!
SZCZĘKI to książka! - Historia o krwiożerczej bestii, czyhającej w wodnej otchłani, zapisała się na stałe w kulturze popularnej za sprawą filmu Stevena Spielberga. Niewielu jednak wie, że ten kultowy obraz stworzono w oparciu o powieść Petera Benchley’a - pasjonata oceanografii, którego szczególnym zainteresowaniem stały się rekiny. We wstępie do “Szczęk” autor wspomina dzieciństwo. Pisze, że wraz z rodzicami często spędzał wakacje na Nantucket, wyspie leżącej trzydzieści mil w głąb Atlantyku. Benchley pisze: “wody wokół tej wyspy tętniły życiem i pełno było tam rekinów wszelkich rodzajów: tawroszy piaskowych, żarłaczy błękitnych czy ostronosów atlantyckich i – chociaż wtedy tego nie wiedziałem – wielkich żarłaczy białych. Kiedy z ojcem i bratem wypływaliśmy łowić ryby w bezwietrzne dni, mogliśmy dostrzec ich płetwy grzbietowe i ogonowe przecinające gładką, jakby oleistą powierzchnię wody. Przemawiały do mnie swoją nieznaną, tajemniczą, niewidzialną grozą oraz nieokiełznaną dzikością.” Rozwijająca się młodzieńcza pasja już wkrótce przerodziła się w pomysł na stworzenie trzymającej w napięciu powieści. By zachować czystość sumienia, muszę uprzedzić Czytelnika, że w odróżnieniu od filmu Spielberga, książka jest mniej przerażająca. Twórcy filmowi zdecydowali się wyciąć zupełnie niektóre wątki powieści. Ponoć już na pierwszym spotkaniu, po wymianie uprzejmości, producent filmu miał powiedzieć pisarzowi, że adaptacja ma być od początku do końca przygodową opowieścią, z prostą fabułą, dlatego ważne, aby wyłączyć wątek romansowy, całą sprawę z mafią i wszystkie inne kwestie, które mogą rozpraszać widza. Romans? Mafia? - tego nie pamiętamy z filmu, choć w powieściowym pierwowzorze jest to obecne. Warte uwagi są również sceny ataków krwiożerczego rekina, które w książce zostały opisane jako splatające się perspektywy ofiary i napastnika. Peter Benchley o swojej bestii pisze zresztą z wielką precyzją i obrazuje czytelnikowi realia rybiego życia.
Sprawdź w sklepie