+ czas dostawy
Powieść czarująca jak jesienny spacer Toruń. Miasto z duszą, pachnące piernikami, idealne dla zakochanych. To tu Jagoda i Adam próbują zbudować swoją codzienność i odnaleźć bezpieczne miejsce. Każde z nich ma za sobą życiowe rozczarowania: on związane z dzieciństwem, ona ? z małżeństwem. Nadchodzi jednak magiczna jesień, a wraz z nią prawdziwa burza uczuć. Tylko czy bohaterowie będą gotowi stawić jej czoło? Historia początkującego cukiernika i jego pełnej tajemnic klientki jest opowieścią o odkrywaniu swoich talentów oraz o tym, że drzwi, które czasem trzeba bezpowrotnie zamknąć za sobą, wiodą do kolejnych, stojących otworem. Pachnąca cynamonem, wanilią i goździkami, zachwycająca, ale także mglista i pełna melancholii, czasem kapryśna, ale przynosząca niezwykłe prezenty tym, którzy potrafią docenić jej urok ? jesienna miłość będzie wyjątkowa!

Książka, która przyciągnęła mnie opisem, bo teraz mamy już jesień, więc takie tytuły chyba nas najbardziej przyciągają, ale tego się niestety nie spodziewałam... Opowiadanie w jesiennym klimacie, tak jest „reklamowana” jest totalnie nie w moim stylu, nie wiem, co się wydarzyło, ale jest napisana tak drętwym językiem, że samo czytanie to była dla mnie ciężka, mega ciężka przeprawa. W ogóle nie czuć emocji, w ogóle nie czuć żadnego klimatu jesieni, a bohaterowie są tak drętwi, że to chyba jest kropką nad i. Chyba całkiem nie mój styl, całkiem nie moja historia, bo wyszło drętwo, najsłodszy ? – nie wiem ja chyba mam inne rozumienie tego słowa w swoim słowniku, bo tu nic słodkiego nie było – no może oprócz tej babeczki na okładce.
Spodziewałam się czegoś innego, przyjemnego romansu który sprawi, że w te chłodne wieczory, rumieńce pojawią się na mojej twarzy. Byłam pewna, że to będzie must have każdej jesieniary (okładka jest przepiękna- tylko dlatego się na nią skusiłam), a szczerze mówiąc raczej bym nie polecała jako przyjemną książkę idealną na wieczór. Nie zachęcam, nie odradzam. Mnie osobiście ona nie podeszła i wiem, że szybko o niej zapomnę. Chciałam jak najszybciej ją skończyć. Zabrakło tego czegoś. „- Nauczysz mnie piec ciasta? -spytała, gdy podawał jej ręcznik. - Chcę z okruchów upiec szczęście”. Są smutne momenty ale opisywane tak „sucho”, że nie robiły na mnie wrażenia. Zabrakło mi jakichś uczuć. Czy zakwalifikowałabym to jako romans? Nie bardzo. Bardziej jako obyczajówkę z trudnym tematem gdzieś w tle, z masą jedzenia, szukania w tym wszystkim siebie… Bardzo dużo jest tutaj opisów poświęconych jedzeniu i za to daje plusa, bo opisane jest tak, że momentami głodniałam. I za piękną okładkę. Reszta niestety nie mój klimat. Na początku dawałam szanse bo byłam pewna, że jest to debiut…